Bo były akurat tanie bilety lotnicze. Bo kto zobaczy Rzym, ten nigdy nie będzie do końca nieszczęśliwy. Bo chciałam sobie zrobić prezent na imieniny. Bo tam się rodziła europejska cywilizacja. Bo w listopadzie lepiej lecieć na południe.
Mieliśmy wyjątkowe szczęście, bo wszystkie przewodniki odradzają Rzym w listopadzie ze względu na deszcze, a nie padało. Wynajęliśmy mieszkanie w samym centrum po wyjątkowo niskiej cenie (bo listopad) - 80 euro za 4 os. (firma romecityapartaments).
Prawie wszędzie chodziliśmy pieszo, po dziesięć-kilkanaście kilometrów dziennie. Dzieci protestowały. Kilka razy metrem. Kilka razy autobusem. Na trasę turystyczną żal nam było pieniędzy, a może po prostu było nas nie stać - ok. 20E/os.
Ile jest punktów obowiązkowych do zaliczenia w Rzymie? 100? 200? Nie zobaczyliśmy nawet ułamka. Nie trafiliśmy do prawdziwej, dobrej, włoskiej trattorii. Nie wypiliśmy nawet słynnej kawy. Nie chciało nam się iść do Koloseum, poleżeliśmy tylko na kamieniach pod nim. Nie wiemy, jak smakuje prawdziwa włoska pizza. Przebiegliśmy przez muzea watykańskie bez większej refleksji.
Byliśmy za to w parku, zaglądaliśmy przez witryny do małych sklepików i pracowni, łaziliśmy po zaułkach, mijaliśmy eleganckich Włochów i brzydkie Włoszki, odnaleźliśmy w tym Rzymie trochę klimatów jak z Felliniego.
Lody koło fontanny di Trevi kosztują 2E za kulkę i wcale nie są lepsze niż od Grycana.
***
Nie znając jeszcze cnoty cierpliwości ani reguły dochodzenia do sedna przez przypadek (miałem 18 lat, na Boga!) naniosłem na plan kilka punktów: Święty Piotr, Koloseum, Forum Romanum, Kapitol, Villa Borghese, św. Jan na Lateranie, św. Paweł za Murami, Santa Maria Maggiore... Plan wykonałem w stu procentach. Zobaczyłem wszystko, co przykazały mi ptaszki na planie. Biegałem z wywieszonym językiem, od miejsca do miejsca, i powtarzałem sobie w myślach niczym zaklęcie: u świętego Piotra zobaczyć Pietę, przystanąć na placu, żeby skonstatować doskonałość kopuły Michała Anioła, ogarnąć wzrokiem kolumnadę Berniniego, stwierdzić, czy kolumny ołtarza warte były oskubania starożytności z brązu, z którego odlano je dla papieży. Tu zobaczyć mozaikę, tak posadzkę, gdzie indziej fresk Giotta ze św. Franciszkiem...
Byłem jak terminator przestrzeni - odhaczałem obiekt za obiektem, nazwę za nazwą. Żadnego siedzenia przy fontannie, żadnego wytchnienia, żadnego skoku w bok od wyznaczonej marszruty. Marsz, marsz! "Kto tam znów rusza prawą?! Lewa, lewa!...".
Zmęczenie, rozczarowanie, chaos. Takie "po co" objawia się z wypraw po Rzymie, kiedy zakłada się "po co" z góry. Zamęt, zgiełk, niesmak - to słuszna zapłata za pychę. Za zapomnienie, że Rzym jest nie planem, lecz łaską - darem niezasłużonym, niewymuszonym przez oczekiwanie.
Nie wrzucaj monet do fontanny di Trevi. Nigdy nie wiadomo, w czyje wpadną ręce. Jak dobrze pójdzie, zasilą budżet urzędu miasta, ale może je też przechwycić niejaki D'Artagnan, który przez całe lata utrzymywał się, wyławiając z "wanny Anity Ekberg" miesięczną wypłatę w wysokości kilku tysięcy euro. A poza tym - nie musisz uciekać się do tanich przesądów. I tak wrócisz. Na pewno.
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
bardzo ładne zdjęcie pełne zadumy nostalgii (ostatnie zdjęcie jest zaprzeczeniem o brzydkich włoszkach)
-
-> tusiaiwojtek - "...Ładne Włoszki się zdarzają..." - taka Monica Belluci.....na przykład......
-
Ależ Duzinku mi polałaś miodku...ale cóż - Roma mi amor!
-
Szkoda, że na każdy komentarz można dać tylko jednego plusika, bo do dinowego dałabym z 10, zwłaszcza na pierwsze zdanie :)
Dzięki Kasiu za mój ukochany Rzym. zdjęcia zaraz obejrzę. Jeszcze nie wiem czy brak barw jest plusem czy minusem relacji. Wszak rzymskie kolory są nie bez znaczenia dla nastroju miasta... ale z drugiej strony może szarości wydobywają coś czego w kolorze nie da się dostrzec... pozostaje tylko obejrzeć. -
kaśka podglądaczka ;)
dzięki za nastrojowy spacer po rzymie, te portrety stworzyły naprawdę sugestywny obraz miasta ;)
no i konwencja czerni i bieli - to co lubię! ;) -
Pod gwiazdkami - kursywa - jest cytat z jakiegos artykulu,. ktory sobie wypisalam jeszcze przed wyjazdem, jako motto. Niestety nie zapisalam sobie zrodla.
-
mi się czerń i biel podoba, szczególnie na zdjęciach wieczorowych.
Zgadzam się z ideą - Rzym poza sezonem i poza utartymi szlakami. W innym przypadku można Rzym zniewnawidzić. Pamiętam mój pobyt w Rzymie jakieś trzy lata temu. W lipcu. Do 4 popołudniu było tak gorąco, że nie opuszczaliśmy campingu (był tam basen:) . Przejeżdżaliśmy koło Muzeów Watykańskich. Oczywiście nie weszliśmy, bo kolejka miała długość muru chińskiego. Butelka wody koło Koloseum kosztowała równowartość średniej polskiej pensji, a fontannę Di Trevi zasłaniała rzesza ludzi z aparatami:)
Ładne Włoszki się zdarzają, ale rzeczywiście dość rzadko, a brązu, wydaje mi się, szkoda było na kolumnadę.
Tak czy inaczej, Rzym będą musiał jeszcze nawiedzić, a może nawet nawiedzać, żeby docenić jego niezwykłość.
A i na koniec pytanko: czy gwiazdki oddzielają relację właściwą od cytatów czy to dalszy ciąg?
-
Roma mi amor!
To prawda, pierwsze miasto, gdzie byłem wyjeżdżając na Zachód. I zawsze jestem gotów tam pojechać, na dwa dni, tydzień, miesiąc....Jest tam wiele miejsc, gdzie stanąwszy po raz pierwszy miałem wrażenie - dejavu - że już tu byłem. Na 100% tak. I to poczucie bycia jak w domu...
A mi brakuje barw. Za bardzo nowoczesny ten FELLINI.... bella z komórką... :) -
Fajna podróż:) Widać, że sprawiła Wam dużo radości. Wiadomo, że nigdy nie zdoła się odkryć ciekawych miejsc i zobaczyć wszystkich zabytków, bo niestety życie jest za krótkie. Ale czasami cieszy po prostu samo przebywanie w danym miejscu i obserwacja .... Ja lubię czasami gdzieś przysiąść i patrząc na ludzi zastanawiam się, gdzie w tej chwili zmierzają, co robią, czy są szczęśliwi?
Czarno białe zdjęcia dodały uroku tej podróży:)